Wczoraj Kag oraz ja, podobnie jak wielu innych forumowiczów przybyliśmy na jazdy testowe Royal Enfield które odbywały się w Toruniu. Motocykle dostarczył dealer z Katowic. Całe wydarzenie odbywało się na stacji BP przy Łódzkiej 128. Zapisać mógł się każdy. Do dyspozycji było kilka w pełni zatankowanych maszyn. Co godzinę następował start w 5-6 osobowych grupach na trasę o długości 50 km, tak aby po drodze można było zmienić maszynę.
O imprezie dowiedziałem się od Kag'a. Zapisałem się bez znajomości aktualnej gamy modelowej. Po zapoznaniu się z ofertą od razu rzucił mi się w oczy Royal Enfield Himalayan Scram. Stwierdziłem że tym chcę pojeździć
Pojemność 411 ccm na jednym garze, szalone 24 KM. Z takimi parametrami maszyna ze mną na pokładzie miała problem żeby przebić się przez 105 km/h. Dzięki temu wyprzedzanie tira było emocjonujące niczym rosyjska ruletka
Poza tym pozycja wygodna, zawieszenie przyzwoite chociaż skok chyba mniejszy od deklarowanego. Motocykl mimo tego, że ma tylko po 1 traczy na koło ma zaskakująco dobre heble, i to nawet tylne.
Zegary za to są ładne i do dupy jednocześnie. Kontrolki małe i słabo świecące. Podczas jazdy zacząłem myśleć że już chyba czas na okulary. Problem jest taki sam we wszystkich modelach. Głupie jest też ustawienie zegarów, leżą prawie poziomo więc w słoneczny dzień widzimy w nich niebo a nie wskazania prędkościomierza czy komunikaty nawigacji w tym małym pypku.
Motocykl jest ładny, nowy i fabrycznie spasowany na mocne 30% bo bak nie trzyma osi z ramą i kierownicą
Ogólnie Scram jak i standardowy Himalayan (od którego różni się jedynie stylistyką i rozmiarami kół) to bardzo pocieszna maszynka i podoba mi się jej wygląd. Mimo że mała to nie czułem się na niej jak na kocie. Jest to bardzo poręczny motocykl, dobry do miasta bo smukły jak jamnik. Myślę że jakbym dzisiaj zaczynał przygodę z motocyklami to chętnie od czegoś takiego. Ale, że prawko już parę lat mam, a do tego jakieś swoje wyobrażenia w głowie to jednak wolę na niego tylko popatrzeć niż zapłacić 24500 zł. W tej klasie cenowej chyba poszedłbym w.... Benelli.
Po przesiadce przyszedł czas na srebrną strzałę, Continental GT 650 w wersji Mr Clean
Rzędowy twin, 648ccm; 47 KM; 52 Nm. Motocykl miał absurdalnie cichy tłumik, aż nie pasujący do jego wyglądu. Ale za to przy wkręcaniu na obroty silnik wydawał gwizd jak by odpalał małą turbinę
I na tym kończy się fun. Motocykl ma piękne chromy, idealne żeby je porysować i płakać. Pozycja za kierownicą jest skrojona na jeźdźca o wzroście 160 cm albo Azjatę. Ja z moimi gabarytami dosięgałem kolanami do połowy baku i nijak nie mogłem się na tej maszynie ułożyć. Na zakrętach bałem się że manetki będę opierać o kolana. Miło się było na tym przejechać, ale jakoś tak bez radochy, bo miałem wrażenie, że muszę walczyć z tym motocyklem mimo że wcale nie chciał mnie zabić. Cena prezentowanego modelu oscyluje na poziomie 37000 zł
Motocykl jest ładny, stylistycznie naprawdę dali radę, ale myślę że maszyna będzie potrzebowała bardzo specyficznego klienta. W przeciwieństwie do swojego bliźniaka...
[url=https://postimg.cc/t77GxqQf]Czyli Interceptora 650. Ta sama rama, zawieszenie, silnik, nawet homologacja bo jak kupujesz Interceptora to w dowód wbijają Continentala. Wszystko to samo a jednak inaczej. Inne punkty kierownicy, podnóżków i siedzenia robią z tego zgoła inny motocykl. Zdecydowanie najlepszy z tych które były dostępne do jazd. Wygodna pozycja, wystarczająca moc i moment do samodzielnej jazdy. Zajebisty wygląd i jeszcze bardziej zajebisty dźwięk wydobywający się z fabrycznych tłumików. Mieszał się on melodyjnie z klekotaniem klawiatury która mimo małego przebiegu chyba złapała zbyt duże luzy i klepała jednym zaworem. Przez całą drogę wachlowałem biegami w górę i w dół żeby cieszyć się dźwiękiem i przyjemną dynamiką jazdy
Cena podobnie jak u srebrnego brata.
Czy bym go kupił? Tak, na 8 lub 10 motocykl w garażu albo jak już bym nie miał co robić z pieniędzmi. I piszę to mimo tego, że ten model szczerze mi się podoba. Ale niestety przez odczucia czysto estetyczne przebija się przez serce i puka do drzwi rozumu odczucie tandety.
Wszystkie motocykle, które były prezentowane tego dnia poza indywidualnym, charakterystycznym dla Royal Enfielda designem miały też wspólne skazy. Badziewne kierunkowskazy rodem z aliexpress, manipulatory zaczerpnięte z innych marek (Suzuki) ale za to z zaślepkami, bo świateł awaryjnych nie uświadczysz. Tragiczne zegary, jeszcze gorsze wskaźniki kontrolek. Spasowanie niektórych elementów niczym w legendarnym Tarpanie 237. Odlewy silników poprawiane dłutem Gepetta. Odprysk lakieru na uchwycie pasażera odkrywający warstwę lakieru której grubość niemożliwą do zdiagnozowania przez miernik. Ślady po odlewach na klamkach....
I mimo tego całego narzekania przyznaję szczerze, maszyny mi się podobają. I chciałbym je mieć, ale nie za własne pieniądze. Cenowo nie są daleko od marek "zachodnich", ale jednocześnie zapala mi się lamka z pytaniem jak wygląda kontrola jakości w Indiach skoro zawiodłem się na nowym japończyku. A Może czepiam się na wyrost bo się nie znam, jeżeli tak to przepraszam Panie Maharadża. Szczerze kibicuję
Na koniec jeszcze kilka zdjęć
url=https://postimg.cc/sBHFxqX7]
[/url]