I to mi się podoba. Realizują swoją pasję nie przejmując się, że ich maszyny, odzież ani bagaż nie figurują w najnowszych katalogach.
Jeśli ktoś bardzo chce i ma cel to można każdym sprzętem, jak widać I z pewnością przygód po drodze nie brakowało
Pegaso, Twój wpis przypomniał mi mój solowy wypad do Luksemburga w 1990. Jawą TS 350 kupioną dwa dni wcześniej od kolegi.
Z kasą wyliczoną na benzynę.
I chociaż momentów grozy nie brakowało (pod Kolonią już prawie chciałem zepchnąć gada do przydrożnego rowu
) wspomnienia są bezcenne. Eh, to były czasy.