Dziś chciałbym przedstawić jak można zaplanować sobie podróż motocyklem po jednych z najpiękniejszych alpejskich przełęczy, czyli co warto zwiedzić, jaką trasą przejechać, gdzie zanocować, mając do dyspozycji około tygodnia wolnego czasu. Mam nadzieję, że opis będzie przydatny dla tych którzy planują tam wyprawę.
Myślę, iż wybierając się w tamte okolice na kilka dni, najlepiej zaliczyć najważniejsze i najsłynniejsze punkty, a więc koniecznie przełęcz GROSSGLOCKNER (najwyższa przejezdna przełęcz w Austrii) oraz przełęcz STELVIO (najwyższa przejezdna przełęcz we włoskich Alpach wschodnich), a także kilka pobocznych atrakcji.
Dzień pierwszy i drugiNa początek należy zapakować motocykl i przetransportować się z polski w alpejskie okoliczności przyrody. Moim zdaniem najlepszym miejscem na rozpoczęcie tego typu przygody, a jednocześnie idealnym miejscem na początkową bazę wypadową będzie miejscowość PFUNDS w Austrii. Zależnie od tego skąd dokładnie startujemy możemy wybrać drogę przez Niemcy lub Czechy. Jadąc z w województwa kujawsko-pomorskiego, polecam to pierwsze rozwiązanie, mniej więcej taką trasą:
Jest to najszybszy sposób dotarcia obejmujący autostrady i drogi ekspresowe , a całość wraz z wliczeniem postojów, powinien zając nam około 14-15 godzin (1160 km), więc jest to do zrobienia w jeden dzień (szczególnie, że pierwszego dnia jesteśmy wypoczęci). Opcjonalnie można rozdzielić dojazd na dwa dni, nocując gdzieś po drodze w Niemczech. Ja osobiście w ten właśnie sposób to zrobiłem, wybierając nocleg tuż przed Monachium. Dodatkowym plusem takiego rozwiązania jest czas na zwiedzenie drugiego dnia znanej i bardzo ładnej miejscowości Garmisch-Partenkirchen:
Podążając dalej, zaczynają się już pierwsze widoki dla których warto na chwilę się zatrzymać:
Nocleg na kolejne trzy dni proponuję we wspomnianej miejscowości Pfunds. Jest to moim zdaniem idealne miejsce pod bazę wypadową na kolejne trzy dni. W miejscowości tej znajduje się bardzo dużo różnych pensjonatów w których można zarezerwować sobie wcześniej nocleg. Jak to zwykle bywa do wyboru są opcje tańsze i droższe. Osobiście polecam „Post Hotel Pfunds” (
http://www.post-pfunds.at/ ), który choć na początku wydaje się drogim rozwiązaniem, to jednak często oferuje bardzo wysokie zniżki dla motocyklistów. Warto sprawdzać ofertę w zakładce „Motorrad” na stronie hotelu, gdyż mi udało się ustrzelić około 50% zniżkę w pakiecie za trzy noclegi oraz zwrot kosztów za wjazd do parku krajobrazowego Kaunertal (o czym później), co w konsekwencji okazało się chyba najtańszą opcją noclegu w tej okolicy. Warto też zauważyć, iż hotel oferuje dodatkowo specjalny zadaszony garaż dla motocyklistów, gdzie bezpiecznie można zostawić sprzęt na noc.
Dzień trzeciNiezależnie od tego czy do Pfunds dojedziemy na „jeden strzał”, czy też rozdzielimy to na dwa dni, w obu wypadkach z pewnością będziemy zmęczeni (w pierwszym przypadku przez bardzo długą drogę, a w drugim przez wieczorne zwiedzanie Pfunds połączone z degustacją lokalnych piw). Trzeciego dnia proponuję więc zrobić krótką ale za to bardzo malowniczą trasę przez dolinę Kaunertal (Kaunertaler Gletscherstrasse) w kierunku lodowca Weißseeferner, taką oto trasą:
Droga wydaje się krótka bo tylko trochę ponad 50 kilometrów w jedną stronę, co teoretycznie zabierze nam łącznie nieco ponad 2 godziny jazdy w tę i z powrotem. Nie warto jednak się tym sugerować, bo okolice są przepiękne i nie raz będzie wielka ochota na zatrzymanie się i podziwianie widoków
Wycieczka ta jest też bardzo dobrą rozgrzewką jazdy po ostrych alpejskich zakrętach, przed nieco trudniejszymi technicznie przełęczami Grossglockner i Stelvio. Droga przez dolinę Kaunertal jest bowiem bardzo dobrej jakości z szerokimi i świetnie wyprofilowanymi zakrętami. Na szczycie czeka nas też pierwsza gratka, bo niezależnie od pory roku powinniśmy mieć możliwość porzucania się śnieżkami, a krajobraz jest nieco księżycowy
Na szczycie znajduje się możliwość udania (za darmo) na małą wycieczkę do wnętrza lodowca. Przez specjalnie wydrążoną szczelinę wchodzi się do lodowej krainy – bardzo polecam! Na koniec można się też nieco rozgrzać i zjeść obiad w sporych rozmiarów obiekcie z restauracją. Na tej wysokości, wszystko smakuje wyśmienicie! Na koniec warto zauważyć, iż wjazd do doliny Kaunertal jest płatny (około 15 EUR). Jeśli jednak zamieszkamy we wspomnianym wcześniej hotelu, warto zachować bilety, gdyż opłata ta zostanie nam odliczona od ceny noclegu.
Dzień czwartyCzas zaatakować słynne STELVIO! W tym przypadku znowu Pfunds okazuje się doskonałą bazą wypadową do zdobycia tej pięknej przełęczy. W jeden dzień objedziemy spokojnie całość pięknymi drogami, mając dodatkowo do dyspozycji sporo czasu na poszwędanie się po szczycie. Z Pfunds, należy kierować się w okolice miejscowości Trafoi
Po drodze miniemy sporo pięknych widoków
Od okolic Trafoi rozpoczyna się seria krętych jak agrafki zakrętów, by ostatecznie dotrzeć na szczyt przełęczy (Passo dello Stelvio). Droga od tej strony jest nieco trudna technicznie, więc trzeba zachować skupienie i ostrożność podczas jazdy.
Warto zauważyć, iż w kilku miejscach można zatrzymać się na chwilę w małych zatoczkach położonych tuż przy drodze:
Z zatoczek tych podziwiać możemy choćby takie widoki!
Ostatecznie dojeżdżamy do szczytu – Passo dello Stelvio! Na górze znajduje się mała miejscowość z piekielnie drogimi straganikami i z zupełnie darmowymi piekielnie pięknymi widokami!
W drogę powrotną ze szczytu przełęczy koniecznie trzeba wybrać się jej drugą stroną, kierując się na miejscowość Livigno. Przede wszystkim poznamy drugą stronę Stelvio, a jednocześnie odwiedzimy kilka kolejnych urokliwych miejsc. Proponuję przejazd wzdłuż zbiornika retencyjnego Lagio di Livigno, z przejazdem przez tunel Mount la Shera. Przejazd jest płatny jdnak droga wzdłuż zbiornika jest cudowna i warto wydać te kilka euro opłaty za tunel. Przy tunelu znajduje się też ogromna tama, gdzie warto się zatrzymać i zobaczyć to ciekawe dzieło hydrotechniczne.
Dzień piątyTego dnia pakujemy się wcześnie rano i po śniadaniu wymeldowujemy z Pfunds. Celem będzie przejazd do miejscowości Iselsberg leżącej u podnóży szczytu Grossglockner. Aby jednak przejazd był możliwie jak największą atrakcją, proponuję wybrać drogę przez kolejną piękną przełęcz – Timmelsjoch. Z Pfunds kierujemy się więc w stronę miejscowości Solden, skąd rozpoczniemy atak na przełęcz:
Podobno bardzo często zdarza się, iż z jednej strony tej przełęczy jest inna pogoda jak z drugiej i tak też i my trafiliśmy. Do góry jechaliśmy we mgle, mijając co chwila alpejskie krowy z puchatymi uszami:
Na szczycie zaś oraz z drugiej strony powitało nas cudowne słońce i wysoka temperatura:
Ze szczytu kierujemy się na miejscowość Vipiteno, wspinając się na jeszcze jedną, nieco mniejszą przełęcz. Stamtąd zaś prostą drogą kierujemy się w stronę Iselsberg
Na miejscu proponuję nocleg w pensjonacie Iselsberghof (
http://www.iselsbergerhof.at/ ). To świetne miejsce na atak szczytowy Grossglocknera następnego dnia (pensjonat leży przy samej drodze High Alpine Road). Co jeszcze istotniejsze jest on prowadzony przez pasjonata motocyklistę i motocykliści są szczególnie mile widziani. W pensjonacie znajduje się mnóstwo moto motywów jak choćby nalewak do piwa w kształcie motocyklowego silnika, czy lamperia z motywem bieżnika, a także jest oczywiście motocyklowy garaż gdzie można zostawić bezpiecznie maszynę na noc.
Dzwoniąc wcześniej, warto zarezerwować sobie pokój z balkonikiem na ostatnim piętrze od strony gór. Dzięki temu z okna będziemy mieć piękny widok – idealny do wychylenia zimnego piwka przed snem. Patrząc w prawo zobaczymy coś w tym stylu:
Natomiast patrząc w lewo coś w tym stylu:
Dzień szóstyWisienka na torcie – Grossglockner! Przełęcz to słynna i bardzo oblegana, jednak startując z pensjonatu Iselsberghof mamy przewagę nad innymi, bo już nigdzie nie musimy dojeżdżać, tylko od razu znajdujemy się na początku trasy High Alpine Road (Großglockner-Hochalpenstraße). Jeśli uda nam się wstrzelić w pogodę, to od tej chwili paleta barw oraz kontrastów wbije nas bardzo mocno w siedzenie motocykla. Generalnie kierujemy się na Zell am See, zbaczając delikatnie po drodze na parking tarasem widokowym u podnóża szczytu (na trasie są wyraźne znaki).
Dla mnie osobiście jest to miejsce magiczne, a cała trasa jednym z najpiękniejszych odcinków jakie kiedykolwiek miałem okazję pokonać na motocyklu. Jeśli jeszcze zastanawiacie się czy warto się tam wybrać, to zapewniam, że zdecydowanie tak!
High Alpine Road jest trasą wyjątkową i z pewnością nie raz zatrzymamy się aby podziwiać roztaczające się wokoło widoki. Startując nawet z samego jej początku, trzeba zarezerwować sobie na jej przejazd około połowy dnia, pomimo tego, że jest to tylko około 100 km drogi. Warto zauważyć, iż jakość asfaltu oraz wyprofilowanie zakrętów jest doprawdy wyśmienita i radość zjazdy dla motocyklisty niesamowita.
W wariancie wycieczki tygodniowej, docierając do Zell am See kierujemy się jeszcze tego samego dnia w stronę Polski. Mi osobiście udało się dojechać w okolice Pragi, gdzie pod wieczór znaleźliśmy nocleg. Dzień siódmy, ostatni, to powrót do domu.
Jeśli ktoś miałby jakiekolwiek dodatkowe pytania dotyczące zaplanowania wyjazdu w tamte strony, to proszę śmiało pisać. W miarę możliwości chętnie pomogę.